niedziela, 8 listopada 2015

18. EPILOG

Dwa tygodnie później
Andrzej jest właśnie na treningu, a ja siedzę w domu z malutką, którą w tej chwili opiekuje się Milena – nasza nowa opiekunka. Wrona oczywiście konsekwentnie odrzucał prawie wszystkie kandydatki na nianię dla naszego dziecka. Dopiero kiedy Paulina poleciła nam dziewczynę, która kiedyś opiekowała się Arkiem zgodził się przyjąć ją na okres próbny. Nie ukrywam, ze jestem z tego zadowolona bo nie dość, że Milena jest osobą sprawdzoną, to jeszcze złapała taki dobry kontakt z naszą córeczką, że naprawdę bardzo miło się na nie patrzy. Pewnie zastanawiacie się jak choroba? Otóż żadnego cudownego uzdrowienia nie będzie. Dwa dni temu byłam na wizycie kontrolnej i dowiedziałam się, że zostało mi już tylko kilka pojedynczych dni. Dlatego staram się wykorzystać je jak najlepiej. Praktycznie cały czas spędzam z małą i Andrzejem (oczywiście wtedy gdy jest w domu, a nie na treningu). Dzisiaj na przykład umówiliśmy się, że pójdziemy do restauracji. Jako, że do powrotu Andrzeja zostało jeszcze całkiem dużo czasu postanowiłam, że wezmę jakąś książkę i poczytam trochę na werandzie. Przejeżdżając przez pokój minęłam Nastkę słodko śmiejącą się do Mileny.
-Pani Łucjo może w czymś pani pomóc?
-Nie dziękuję. Poczytam sobie książkę na werandzie, a ty baw się dalej z malutką.
-Gdyby jednak czegoś pani potrzebowała proszę po prostu zawołać. To naprawdę żaden problem.
-Będę pamiętać – uśmiechnęłam się do niej – w sumie jest jedna sprawa.
-Tak słucham?
-Mogłaby pani przynieść mi jakiś koc z sypialni i zrobić kakao?
-Oczywiście.
Kilka minut później siedziałam już szczelnie opatulona na powietrzu trzymając w jednej ręce kubek z cieczą, a w drugiej książkę.

Perspektywa Andrzeja
Dzisiejszy trening był bardzo wyczerpujący. Miguel nas nie oszczędził. Kiedy wyszedłem z sali myślałem tylko o tym żeby jak najszybciej znaleźć się w łóżku i choć na chwilę się zdrzemnąć. Jako pierwszy wyszedłem spod prysznica, złapałem szybko torbę treningową i wybiegłem z hali. Kilka minut później parkowałem już samochód pod naszym domem. Kiedy tylko przekroczyłem próg usłyszałem śmiech Anastazji. Gdy wszedłem głębiej zauważyłem, że bawi się na dywanie w salonie razem z Mileną.
-Dobry wieczór.
-Dobry wieczór panie Andrzeju..
Podszedłem do malutkiej i pocałowałem ją w czółko.
-Mam nadzieję, że byłaś grzeczna kruszynko.
-Oczywiście przecież to najspokojniejsze dziecko na tej planecie.
-Polemizowałbym. Gdzie Łucja?
-Na werandzie. Czyta książkę już od jakiejś godziny – zdziwiło mnie to bo na dworze od kilkunastu minut jest już ciemno, a światło nadal nie jest włączone. Posadziłem Nastkę na dywanie i wyszedłem na zewnątrz. Pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy to kubek (albo raczej to co z niego zostało) leżący obok wózka Łucji. Przyspieszyłem i po chwili byłem już obok mojej ukochanej żony. Gdy chciałem ją pocałować na powitanie z przerażeniem stwierdziłem, że Łucja nie oddycha.
-Kochanie proszę  - po moich policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy, a ja z każdą chwilą krzyczałem coraz głośniej nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, że Łucja już na zawsze opuściła mnie i naszą córeczkę. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Milena, rodzice, pogotowie. Niewiele pamiętam z dwóch następnych dni. Nie byłem w stanie zajmować się Nastką, dlatego wprowadziła się do mnie moja mama. Trzy dni później miał odbyć się pogrzeb mojej żony. Tak bardzo chciałem żeby to wszystko okazało się tylko złym snem, a Łucja spokojnie weszła do salonu. Pełna życia, z uśmiechem na ustach. Niestety tak nie było. Z samej ceremonii też niewiele pamiętam. Jedyną rzeczą, która tak naprawdę zapadła mi w pamięć była mowa pożegnalna Emilki. Ryczałem jak głupi, a razem ze mną wszyscy ludzie, którzy znajdowali się w kościele. Kiedy trumna z ciałem Łucji zjeżdżała w dół Anastazja, którą trzymałem na rękach strasznie się rozpłakała. Dobrze wiedziałem, że nie rozumie nic z tego co tutaj się dzieje, ale chyba podświadomie czuła, że coś jest nie tak.
-Nie płacz kochanie. Musimy być teraz bardzo silni. Mama na pewno tego by chciała.
Gdy wróciliśmy do domu położyłem zmęczoną malutką w łóżeczku, a sam skierowałem swoje kroki do sypialni. Pierwszą rzeczą, która od razu rzuciła mi się w oczy była książka, którą tuż przed śmiercią czytała Łucja. Kiedy dokładnie się jej przyjrzałem zauważyłem wystający kawałek papieru. Podszedłem bliżej i wyjąłem go. Od razu rozpoznałem pismo mojej żony.


“Drogi Andrzeju
Jeśli trzymasz ten list w swoich rękach to prawdopodobnie nie ma mnie już z wami. Nie mówiłam ci, ale od kilku tygodni strasznie źle się czułam. Nie chciałam żebyś się martwił, opuszczał treningi, dlatego milczałam. Doskonale wiedziałam, że gdybyś tylko się dowiedział nie odstępowałbyś mnie nawet na krok, a ja chciałam żyć normalnie. Kontynuować normalane życie do ostatniej chwili. Wiem, że to troszeczkę samolubne z mojej strony, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu zrozumiesz moje zachowanie. Chcę żebyś wiedział, że byłeś, jesteś i będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Będziesz bo wierzę, że kiedyś spotkamy się tam na górze i nadal będziemy się tak mocno kochać. Wiem, że na pewno na początku będzie ci bardzo ciężko uporać się z tym wszystkim samemu, dlatego już wcześniej poprosiłam o pomoc twoją mamę, która wprowadzi się do ciebie na jakiś czas. Wierzę jednak, że szybko się usamodzielnisz, a ona będzie mogła wrócić do swoich obowiązków. Teraz najważniejsze – Anastazja. Opiekuj się nią najlepiej jak tylko umiesz. Wiem, że pewnie teraz ani przez długi czas o tym nie pomyślisz, ale chciałabym żebyście byli szczęśliwi. Żeby Nastka miała na ziemi kogoś do kogo będzie mogła powiedzieć mamo. Komu będzie mogła się kiedyś wyżalić z pierwszych zakochań, rozstań, rozczarowań. Ja zawsze będę jej matką. Kocham ją najmocniej na świecie, ale wiem jak ważna jest taka osoba dla dorastającej dziewczynki. Dlatego proszę cię o to żebyś znalazł sobie kogoś z kimś jeszcze kiedyś będziesz szczęśliwy. Nie dziś, nie a rok, może nie za dwa. Ja zawsze będę się wami opiekować i czuwać nad waszym szczęściem. Wiem, że jest ci ciężko, ale proszę cię o jedno. Bądź silny. Nie dla siebie – dla Nastki. To ostatnia rzecz o jaką cię proszę. Bądź dla niej najlepszym ojcem na świecie. Takim  jakiego ja zawsze chciałam mieć. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie.

Twoja Łucja.

Ps. Kocham was.


-My Ciebie też.




Wiem, że zawaliłam. Epilog miał się ukazać już dawno temu. Był już od dawna przygotowany, ale coś powstrzymywało mnie przed jego dodaniem. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Wiele z was chciało szczęśliwego zakończenia tej historii, jednak ja od samego początku miałam ściśle określony plan na to opowiadanie i już na samym początku tworzenia wiedziałam jak się zakończy. Mam nadzieję, że nie rozczarowałam was takim zakończeniem. 

Jako, że to ostatnia część tej historii (historii, z którą bardzo się zżyłam bo przekazałam w niej cząstkę swojego własnego życia) chciałabym wam serdecznie podziękować. Dziękuję każdej z was. Dziękuję za każdy wasz komentarz, wyświetlenie. Za każde ciepłe słowo, które motywowało mnie do pisania bo wiedziałam, ze gdzieś jest ktoś kto chce czytać moje wypociny. 

Nie mówię żegnam tylko do zobaczenia. Jeszcze dziś dodam tutaj: http://siatkarskieoneparty.blogspot.com/ parta ze Zbyszkiem, pewnie część z was już go czytała, ale na pewno znajdą się i takie osoby, które jeszcze nie widziały go na oczy. Po za tym mam już część nowego one - parta tylko nie wiem jeszcze jakiego zawodnika zatrudnić do tej historii. Mam nadzieję, że chociaż część z osób, które były tutaj razem ze mną zostanie ze mną przy nowym projekcie. 

Dziękuję jeszcze raz za obecność :)

Do napisania, 

zakochana w siatkówce

13 komentarzy:

  1. mimo, że wiedziałam doskonale, że takie będzie zakończenie (pod skórą to czułam, w końcu wiem co to za choroba), to płaczę jak przy każdym epilogu, bo także zżyłam się z tym opowiadaniem. Przeczytałam od deski do deski te rozdziały i dziekuję Ci za włożone w nie serce.
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ze takie sytuacje w zyciu tak sie kończą. Wiedzialam ze to tak sie skonczy ale to i rak baardzo smutne. Zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam zawsze...często nie miałam siły skomentować...Epilog łapie za serce....nie jestem tak babką która ryczy bo coś się kończy...kończy się ale zaczyna się coś nowego...Masz cudowny styl pisania i czekam na więcej...kombinuj i baw się tym
    Pozdrawiam serdecznie <3
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszjące zakończenie. Bedzie mi brakowało tego opowiadania :'(

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko placze przy epilogach (chyba ze przy pisaniu swoich xd) ale dzisiaj poryczalam sie jak bobr.
    Dziękuję Ci za te historie..szkoda tylko, ze zakonczyla sie tak smutno.
    Pomimo wszystko czekamna Twoj kolejny projekt.
    Pozdrawiam Dit Te.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że tak to się zakończyło. Myślałam, że jednak Łucja pokona chorobę i razem z Andrzejem wychowają córkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. A miałam nadzieję na szczęśliwe zakończenie... :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Rycze. Wiedziałam że tak to się skonczy ale miałam cien nadzieji na szczesliwe zakonczenie :,(

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeżeli miałaś zamiar doprowadzić czytelnika do łez, to ze mną ci się udało <3
    Jestem takim człowiekiem, że lubię smutne zakończenia... Ale muszą być napisane takim językiem, no wiesz, innym. Np. w formie listu w twoim przypadku. Genialny pomysł, dobrze wykonany :) Dziękuję, że mogłam czytać to opowiadanie, bo naprawdę jest warte uwagi *.*
    Buziaki :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten list... brak mi slow... był taki... realistyczny i wzruszający

    OdpowiedzUsuń
  11. powiem szczerze, że wróciłam ze szkoły i zaczęłam czytać to opowiadanie i teraz skończyłam. Tylu łez nie wylałam jeszcze nigdy! Jeszcze ten list... Był taki wzruszający! Szczerze miałam nadzieję, że szczęśliwe zakończenie będzie, a tu... PROSZĘ O WIĘCEJ CHUSTECZEK ;_; Epilog wspaniały! Naprawdę z resztą jak każdy jeden z rozdziałów... :')

    OdpowiedzUsuń
  12. Odkryłam Twojego bloga wczoraj. Dzisiaj przeczytałam go z zapartym tchem. Większość opowiadań ma to w sobie, że: kobieta jest szczęśliwa/nieszczęśliwa znajduje sobie faceta, z którym ma gromadkę dzieci i umiera w wieku 101 lat, tak jak jej mąż.
    W tej historii jest inaczej - ona od początku wiedziała, że umrze. Na szczęście urodziła Anastazję całą i zdrową. Epilog jest piękny. Ryczałam jak bóbr.
    Życie jest strasznie niesprawiedliwe. Jedni żyją sobie szczęśliwi, zdrowi, z mężem/żoną, dziećmi i dużym domem, a inni umierają we wczesnej młodości strasznie przy tym cierpiąc.
    Cała historia fantastyczna. Świetne opisy sytuacji, wspaniałe dialogi, fabuła cudowna. Widać, że autorka ma talent. :*
    Pozdrawiam gorąco i do zobaczenia - mam nadzieję - na innym Twoim blogu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Normalnie czytając tą historię przypomniała mi się historia Agaty Mróz-Olszewskiej ona też poświęciła swoje życie żeby urodzić dziecko i też córkę. Coś mi się wydaje że te opowiadanie było inspirowane tą historią.

    OdpowiedzUsuń