sobota, 9 lipca 2016

Nowy blog

Chciałabym bardzo serdecznie zaprosić Was na mój nowy wakacyjny projekt. Tym razem bohaterami będą francuscy siatkarze, a konkretnie: Kevin Tillie, Thibault Rossard i Earvin N'Gapeth. Będzie mi bardzo miło jeśli będziecie ze mną :)

http://we--can--keep--it--undercover.blogspot.com/

niedziela, 8 listopada 2015

18. EPILOG

Dwa tygodnie później
Andrzej jest właśnie na treningu, a ja siedzę w domu z malutką, którą w tej chwili opiekuje się Milena – nasza nowa opiekunka. Wrona oczywiście konsekwentnie odrzucał prawie wszystkie kandydatki na nianię dla naszego dziecka. Dopiero kiedy Paulina poleciła nam dziewczynę, która kiedyś opiekowała się Arkiem zgodził się przyjąć ją na okres próbny. Nie ukrywam, ze jestem z tego zadowolona bo nie dość, że Milena jest osobą sprawdzoną, to jeszcze złapała taki dobry kontakt z naszą córeczką, że naprawdę bardzo miło się na nie patrzy. Pewnie zastanawiacie się jak choroba? Otóż żadnego cudownego uzdrowienia nie będzie. Dwa dni temu byłam na wizycie kontrolnej i dowiedziałam się, że zostało mi już tylko kilka pojedynczych dni. Dlatego staram się wykorzystać je jak najlepiej. Praktycznie cały czas spędzam z małą i Andrzejem (oczywiście wtedy gdy jest w domu, a nie na treningu). Dzisiaj na przykład umówiliśmy się, że pójdziemy do restauracji. Jako, że do powrotu Andrzeja zostało jeszcze całkiem dużo czasu postanowiłam, że wezmę jakąś książkę i poczytam trochę na werandzie. Przejeżdżając przez pokój minęłam Nastkę słodko śmiejącą się do Mileny.
-Pani Łucjo może w czymś pani pomóc?
-Nie dziękuję. Poczytam sobie książkę na werandzie, a ty baw się dalej z malutką.
-Gdyby jednak czegoś pani potrzebowała proszę po prostu zawołać. To naprawdę żaden problem.
-Będę pamiętać – uśmiechnęłam się do niej – w sumie jest jedna sprawa.
-Tak słucham?
-Mogłaby pani przynieść mi jakiś koc z sypialni i zrobić kakao?
-Oczywiście.
Kilka minut później siedziałam już szczelnie opatulona na powietrzu trzymając w jednej ręce kubek z cieczą, a w drugiej książkę.

Perspektywa Andrzeja
Dzisiejszy trening był bardzo wyczerpujący. Miguel nas nie oszczędził. Kiedy wyszedłem z sali myślałem tylko o tym żeby jak najszybciej znaleźć się w łóżku i choć na chwilę się zdrzemnąć. Jako pierwszy wyszedłem spod prysznica, złapałem szybko torbę treningową i wybiegłem z hali. Kilka minut później parkowałem już samochód pod naszym domem. Kiedy tylko przekroczyłem próg usłyszałem śmiech Anastazji. Gdy wszedłem głębiej zauważyłem, że bawi się na dywanie w salonie razem z Mileną.
-Dobry wieczór.
-Dobry wieczór panie Andrzeju..
Podszedłem do malutkiej i pocałowałem ją w czółko.
-Mam nadzieję, że byłaś grzeczna kruszynko.
-Oczywiście przecież to najspokojniejsze dziecko na tej planecie.
-Polemizowałbym. Gdzie Łucja?
-Na werandzie. Czyta książkę już od jakiejś godziny – zdziwiło mnie to bo na dworze od kilkunastu minut jest już ciemno, a światło nadal nie jest włączone. Posadziłem Nastkę na dywanie i wyszedłem na zewnątrz. Pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy to kubek (albo raczej to co z niego zostało) leżący obok wózka Łucji. Przyspieszyłem i po chwili byłem już obok mojej ukochanej żony. Gdy chciałem ją pocałować na powitanie z przerażeniem stwierdziłem, że Łucja nie oddycha.
-Kochanie proszę  - po moich policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy, a ja z każdą chwilą krzyczałem coraz głośniej nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, że Łucja już na zawsze opuściła mnie i naszą córeczkę. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Milena, rodzice, pogotowie. Niewiele pamiętam z dwóch następnych dni. Nie byłem w stanie zajmować się Nastką, dlatego wprowadziła się do mnie moja mama. Trzy dni później miał odbyć się pogrzeb mojej żony. Tak bardzo chciałem żeby to wszystko okazało się tylko złym snem, a Łucja spokojnie weszła do salonu. Pełna życia, z uśmiechem na ustach. Niestety tak nie było. Z samej ceremonii też niewiele pamiętam. Jedyną rzeczą, która tak naprawdę zapadła mi w pamięć była mowa pożegnalna Emilki. Ryczałem jak głupi, a razem ze mną wszyscy ludzie, którzy znajdowali się w kościele. Kiedy trumna z ciałem Łucji zjeżdżała w dół Anastazja, którą trzymałem na rękach strasznie się rozpłakała. Dobrze wiedziałem, że nie rozumie nic z tego co tutaj się dzieje, ale chyba podświadomie czuła, że coś jest nie tak.
-Nie płacz kochanie. Musimy być teraz bardzo silni. Mama na pewno tego by chciała.
Gdy wróciliśmy do domu położyłem zmęczoną malutką w łóżeczku, a sam skierowałem swoje kroki do sypialni. Pierwszą rzeczą, która od razu rzuciła mi się w oczy była książka, którą tuż przed śmiercią czytała Łucja. Kiedy dokładnie się jej przyjrzałem zauważyłem wystający kawałek papieru. Podszedłem bliżej i wyjąłem go. Od razu rozpoznałem pismo mojej żony.


“Drogi Andrzeju
Jeśli trzymasz ten list w swoich rękach to prawdopodobnie nie ma mnie już z wami. Nie mówiłam ci, ale od kilku tygodni strasznie źle się czułam. Nie chciałam żebyś się martwił, opuszczał treningi, dlatego milczałam. Doskonale wiedziałam, że gdybyś tylko się dowiedział nie odstępowałbyś mnie nawet na krok, a ja chciałam żyć normalnie. Kontynuować normalane życie do ostatniej chwili. Wiem, że to troszeczkę samolubne z mojej strony, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu zrozumiesz moje zachowanie. Chcę żebyś wiedział, że byłeś, jesteś i będziesz najważniejszą osobą w moim życiu. Będziesz bo wierzę, że kiedyś spotkamy się tam na górze i nadal będziemy się tak mocno kochać. Wiem, że na pewno na początku będzie ci bardzo ciężko uporać się z tym wszystkim samemu, dlatego już wcześniej poprosiłam o pomoc twoją mamę, która wprowadzi się do ciebie na jakiś czas. Wierzę jednak, że szybko się usamodzielnisz, a ona będzie mogła wrócić do swoich obowiązków. Teraz najważniejsze – Anastazja. Opiekuj się nią najlepiej jak tylko umiesz. Wiem, że pewnie teraz ani przez długi czas o tym nie pomyślisz, ale chciałabym żebyście byli szczęśliwi. Żeby Nastka miała na ziemi kogoś do kogo będzie mogła powiedzieć mamo. Komu będzie mogła się kiedyś wyżalić z pierwszych zakochań, rozstań, rozczarowań. Ja zawsze będę jej matką. Kocham ją najmocniej na świecie, ale wiem jak ważna jest taka osoba dla dorastającej dziewczynki. Dlatego proszę cię o to żebyś znalazł sobie kogoś z kimś jeszcze kiedyś będziesz szczęśliwy. Nie dziś, nie a rok, może nie za dwa. Ja zawsze będę się wami opiekować i czuwać nad waszym szczęściem. Wiem, że jest ci ciężko, ale proszę cię o jedno. Bądź silny. Nie dla siebie – dla Nastki. To ostatnia rzecz o jaką cię proszę. Bądź dla niej najlepszym ojcem na świecie. Takim  jakiego ja zawsze chciałam mieć. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie.

Twoja Łucja.

Ps. Kocham was.


-My Ciebie też.




Wiem, że zawaliłam. Epilog miał się ukazać już dawno temu. Był już od dawna przygotowany, ale coś powstrzymywało mnie przed jego dodaniem. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Wiele z was chciało szczęśliwego zakończenia tej historii, jednak ja od samego początku miałam ściśle określony plan na to opowiadanie i już na samym początku tworzenia wiedziałam jak się zakończy. Mam nadzieję, że nie rozczarowałam was takim zakończeniem. 

Jako, że to ostatnia część tej historii (historii, z którą bardzo się zżyłam bo przekazałam w niej cząstkę swojego własnego życia) chciałabym wam serdecznie podziękować. Dziękuję każdej z was. Dziękuję za każdy wasz komentarz, wyświetlenie. Za każde ciepłe słowo, które motywowało mnie do pisania bo wiedziałam, ze gdzieś jest ktoś kto chce czytać moje wypociny. 

Nie mówię żegnam tylko do zobaczenia. Jeszcze dziś dodam tutaj: http://siatkarskieoneparty.blogspot.com/ parta ze Zbyszkiem, pewnie część z was już go czytała, ale na pewno znajdą się i takie osoby, które jeszcze nie widziały go na oczy. Po za tym mam już część nowego one - parta tylko nie wiem jeszcze jakiego zawodnika zatrudnić do tej historii. Mam nadzieję, że chociaż część z osób, które były tutaj razem ze mną zostanie ze mną przy nowym projekcie. 

Dziękuję jeszcze raz za obecność :)

Do napisania, 

zakochana w siatkówce

niedziela, 18 października 2015

17. Może my też powinniśmy postarać się o takiego małego brzdąca?

Po dłuższej przerwie dodaję nowy rozdział. Pewnie zastanawiacie się dlaczego zwlekałam z tym aż tak długo? Już śpieszę wam z wyjaśnieniami. Otóż jak wam pisałam wcześniej od samego początku miałam plan tej historii. W głowie dokładnie wiedziałam kiedy i jak ma się skończyć. Jednakże bardzo ciężko było mi przelać to wszystko na papier czy zapisać cokolwiek na laptopie. Nie wiem dlaczego tak jest. Być może dlatego, że jestem bardzo emocjonalnie związana z tą historią i jej głównym wątkiem. Dodatkowo w ostatnim czasie ktoś z mojego bliskiego otoczenia zachorował tak jak Łucja i podłamało mnie to do tego stopnia, że gdy już otwierałam Worda żeby cokolwiek napisać pisałam 2/3 zdania, które i tak później kasowałam. Dzisiaj zebrałam się w sobie i napisałam do końca ten rozdział (ostatni) oraz epilog. Który dodam najprawdopodobniej w następną sobotę o ile nic mi nie wypadnie. Szczerze powiedziawszy mam wrażenie, że zarówno ten rozdział jak i epilog wybitnie mi się nie udał, ale spełniłam swoje założenie co do tej historii. Jest tak jak miało być i to jest najważniejsze. Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie za to, że kończę to opowiadanie. Mam nadzieję, że po tej długiej przerwie ktoś jeszcze w ogóle tutaj został. Będę bardzo wdzięczna za każdy komentarz :)

________________________________________________________________________


Tego samego dnia wieczorem.
Oglądałam sobie spokojnie telewizję kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Kochanie mogłabyś otworzyć to pewnie, któryś z gości. Właśnie przewijam malutką.
-Jasne, już otwieram.
Kiedy otworzyłam drzwi okazało się, że pierwszymi gośćmi byli Karol i Ola.
-Zapraszam. Wejdźcie do środka.
-To dla ciebie – Karol wręczył mi prześliczny bukiet kwiatów.
-Dziękuję. Ola powiedź mi jak ty to zrobiłaś.
-Co takiego?
-Jakim cudem jesteście tak szybko. Zawsze przychodziliście jako jedni z ostatnich.
-Widzisz po waszym ślubie wzięłam się ostro za Karolka i teraz chodzi jak w zegarku.
-W takim razie gratulacje – usłyszałam kolejny raz dzwonek – idźcie do salonu. Zaraz tam do was dołączę tylko otworzę drzwi kolejnym gościom.
Tym razem przed drzwiami zastałam Emilkę i Wojtka.
-Kochanie ślicznie wyglądasz – odezwała się moja przyjaciółka.
-Widzę, że poczucie humoru cię nie opuszcza. Ślicznie to możesz wyglądać ty nie ja. Zapraszam do salonu. Rozgośćcie się. Ja tylko wstawię kwiaty do wazonu.

Gdy wróciłam do salonu goście siedzieli już wygodnie na kanapie.
-Łucja opowiadaj nam jak Andrzej radzi sobie w roli tatusia.
-Powiem wam, że zaskakująco dobrze. Myślałam, że jego mama będzie musiała siedzieć u nas dwadzieścia cztery godziny na dobę, a tymczasem Andrzej sam zajmuje się Nastką i świetnie mu to wychodzi.
-O wilku mowa – w salonie pojawił się Wronka z Anastazją na rękach.
-Wiesz co stary do twarzy ci z dzieckiem – odezwał się Karol.
-Może my też powinniśmy postarać się o takiego małego brzdąca? – Wojtek zwrócił się do Emilki – fajnie byłoby mieć taką małą kopię ciebie.
-Cieszę się, że to mówisz bo za osiem miesięcy to się spełni.
-Emilka czy ty chcesz powiedzieć, że jesteś w ciąży? - zwróciłam się do przyjaciółki.
-Dowiedziałam się wczoraj. Chciałam powiedzieć wam o tym dzisiaj.
Spojrzałam na Wojtka, który miał łzy w oczach.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę – pocałował moją przyjaciółkę.
-No to mamy co dzisiaj opijać – odezwał się Andrzej.
-Ty to się lepiej nie zapędzaj bo musisz się zajmować Nastką – usłyszałam znów dzwonek - daj mi ją - po chwili malutka spoczywała spokojnie na moich kolanach.
-Co kochanie dzisiaj poznasz tylu nowych wujków i cioci, że może ci się zakręcić w głowie.
-Mogę ją wziąć na ręce – zapytała Emilka.
-Jasne. Musisz zacząć się oswajać z małym dzieckiem – uśmiechnęłam się do niej.
-Jeszcze dużo czasu przede mną.
-Tak ci się tylko wydaje. Zobaczysz jak to szybko zleci. Właściwie to mam do ciebie pewne pytanie.
-Słucham.
-Czy zgodziłabyś się zostać chrzestną Anastazji?
-Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak. Przecież jesteś moją przyjaciółką, nie mogłabym się nie zgodzić. Poza tym malutka jest taka słodka. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia.
Kiedy wszyscy goście pojawili się już u nas postanowiliśmy przenieść się do ogrodu bo w mieszkaniu zrobiło się już ciasno. Panowie zajęli się pieczeniem kiełbasek, a my usiadłyśmy sobie na meblach ogrodowych i zajęłyśmy tym czym kobiety lubią zajmować się najbardziej czyli plotkowaniem. Kiedy obgadałyśmy już wszystkich naszych facetów dziewczyny postanowiły wypytać mnie jak czuję się w roli matki.
-Wiecie dziewczyny jest naprawdę wspaniale. Malutka jest taka grzeczna, że aż nie mogę uwierzyć. Kiedy już postanawia troszeczkę pomarudzić wystarczy, że Andrzej weźmie ją na ręce, a ona momentalnie się uspokaja.
-Ale musicie pamiętać, żeby za dużo jej nie nosić. Pamiętam jak to było z Arkiem – odezwała się Paulina – Mariusz tak bardzo przyzwyczaił go do noszenia na rękach, że w czasie jego wyjazdów nie mogłam sobie z małym dać rady. Cały czas chciał żebym go nosiła, aja najzwyczajniej w świecie nie mam tyle siły co Mariusz.
-Wiem, wiem kochana, ale powiedz mi co ja mam zrobić kiedy Andrzej sam się do niej wyrywa, a kiedy zwracam mu uwagę udaje, że nie słyszy.

-Kochani chcielibyśmy wam coś powiedzieć – wzięłam malutką na ręce, a chwilę później obok mnie pojawił się Andrzej.
-Korzystając z tego, że jesteście tutaj wszyscy chcielibyśmy zaprosić was bardzo serdecznie na chrzciny Nastki za tydzień.
-Mamy nadzieję, że wszyscy będziecie wtedy z nami.
-Oczywiście, nie ma mowy żebyśmy odpuścili takie wydarzenie – odpowiedziała Paulina.

Tydzień później
Od samego rana chodziłam zdenerwowana. Andrzej podśmiewywał się ze mnie, że denerwuję się bardziej chrzcinami niż naszym ślubem.
-Kochanie uspokój się. Czym ty się denerwujesz?
-Nie wiem po prostu jakoś dziwnie się czuję. Mam jakieś dziwne lęki.
-Idź się spokojnie przygotować, a ja wszystkim się tutaj zajmę. Nakarmię małą, przewinę. Niczym się nie przejmuj.
-Dziękuję. Jesteś kochany.

Weszłam do naszej sypialni i usiadłam przed swoją toaletką. Dzisiaj rano miałam silne mdłości. Nie mówiłam o niczym Andrzejowi. Nie chciałam żeby dzisiaj denerwował się moim stanem. Udało mi się na szczęście wyjść z łóżka tak żeby nie obudzić mojego męża i szybko znaleźć w łazience. Spędziłam tam prawie godzinę przy okazji biorąc prysznic żeby Andrzej niczego się nie domyślił. Kiedy opuściłam łazienkę Andrzej leżał w naszym łóżku z Anastazją.
-Już się obudziła?
-Musiała być bardzo głodna ponieważ wypiła prawie całą butelkę mleka
-Moja mała córeczka – uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w czółko.
-A ja nie zasłużyłem na buziaka.
-Żadnego śniadania do łóżka, żadnych kwiatów. Nie starasz się kochanie.
-Poczekaj chwilę wyskoczę do najbliższej kwiaciarni i zaraz wracam – podał mi małą i zaczął się ubierać.
-Stój wariacie. Przecież żartowałam. Siadaj tutaj ze mną. Najlepszą rzeczą jaką możesz mi ofiarować jest czas spędzony z tobą i Nastką.
-Na pewno? Bo jeśli chcesz to mogę w tej chwili pójść po kwiaty dla ciebie.
-Siadaj w tej chwili – uśmiechnął się do mnie szczerze i usiadł obok mnie – dobrze wiedziałeś, że żartowałam.
-Wiedziałem, ale chciałem się z tobą troszkę podroczyć.
-Mówiłam już ci dzisiaj, że bardzo cię kocham?
-Chyba dzisiaj jeszcze nie.
-To właśnie ci mówię, że kocham cię na zabój Wronka – usłyszałam jęk naszej córeczki – ciebie też oczywiście kocham słoneczko – pocałowałam ją w główkę.

Cztery godziny później staliśmy już we trójkę przed kościołem czekając na wszystkich gości. Jako pierwsi pojawili się oczywiście rodzice Andrzeja.
-Kochani przepraszamy, że nie zdążyliśmy przyjechać jak byliście jeszcze w mieszkaniu, ale trafiliśmy na takie straszne korki, że nie dało rady szybciej.
-Nic się nie stało. Ze wszystkim sobie świetnie poradziliśmy. Prawda Andrzejku?
-Oczywiście mamo, nie masz o co się martwić. Ale to miło z twojej strony, ze tak bardzo się tym przejmujesz.
-Jak mam się nie przejmować skoro to chrzciny mojej pierwszej wnuczki. A propo kochanie chodź do babci – podałam jej malutką, którą przez cały czas trzymałam na kolanach. W pierwszym zamyśle miałam nie brać dzisiaj ze sobą wózka, ale po tym jak dzisiaj się czułam postanowiłam, że jednak skorzystam z jego pomocy. Nie chciałam robić niepotrzebnego widowiska w razie czego, w końcu to Anastazja jest dzisiaj najważniejsza.
-Kochanie stęskniłaś się za babcią? – matka Andrzeja odezwała się do Nastki, w odpowiedzi dziewczynka zaśmiała się – tak kochanie babcia też się za tobą stęskniła.
-Witamy naszą kochana rodzinkę – usłyszałam głos mojej przyjaciółki, a po chwili tonęłam w objęciach Emilki – jak tam malutka spokojna?
-Na razie tak. Zobaczymy jak będzie potem. Mam nadzieję, że nie rozpłacze się podczas chrztu.
-Na pewno nie w końcu jest taka grzeczna. Prawda kochanie? – podeszła do malutkiej i złapała ją za rączkę.
-Emilka, Wojtek chodźcie do  kościoła musimy coś podpisać. Kochanie ty też jesteś nam potrzebna – zwrócił się do mnie Andrzej.
-Idźcie spokojnie ja zostanę z malutką. Nie musicie się o nic martwić – odezwała się mama Andrzeja.

Załatwiliśmy wszystkie formalności i wróciliśmy po malutką. Chwilę później weszliśmy do kościoła i zaczęła się msza. Malutka była wyjątkowo spokojna. Nie zapłakała nawet wtedy kiedy ksiądz polał jej główkę. Byłam z niej bardzo dumna. Po kościele zaprosiliśmy wszystkich gości do nas do domu. Nie mieliśmy ochoty na organizowanie żadnych przyjęć w restauracjach. Woleliśmy po prostu spotkać się z najbliższymi u nas w domu. Za jedzenie odpowiedzialny był oczywiście niezastąpiony pan Wrona. Szczerze powiedziawszy myślałam, że zamówi po prostu jedzenie w jakiejś restauracji, ale ku mojemu zaskoczeniu część dań zrobił sam. Część przywiozła nam oczywiście niezastąpiona mama Andrzeja. Nie wiem co byśmy bez niej zrobili, w końcu pomaga nam na każdym kroku za co jestem jej ogromnie wdzięczna. 

piątek, 18 września 2015

16. Kocham was obie – pocałował malutką w czółko, a mi skradł szybkiego całusa.


Nie wiem jak to jest możliwe, ale nie potrafię emocjonalnie rozstać się z tym opowiadaniem, nie mam sił żeby je dokończyć. Dlatego nie chcę nic wam obiecywać. Mam jeszcze co prawda trzy strony w zapasie, ale nie wiem kiedy wstawię coś nowego. Muszę uporać się z tym przed rozpoczęciem roku akademickiego bo wtedy już w ogóle go nie skończę. Wczoraj po raz pierwszy zobaczyłam mój rozkład zajęć i jestem załamana. W poniedziałki i wtorki mam zajęcia do 20.35. Po czym w środę mam zajęcia na 7.30. To jest jakaś masakra. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Najgorsze jest to, że panicznie wręcz boję się chodzić po ciemku po mieście. Na szczęście razem ze mną na roku jest moja przyjaciółka i trafiłyśmy razem do grupy więc będziemy wracać razem. Tym bardziej, że jak się okazało wynajęłyśmy mieszkania na tej samej ulicy ( co jest zupełnym zbiegiem okoliczności bo wcale o tym ze sobą nie rozmawiałyśmy). Dobra koniec mojego użalania się nad życie. Zostawiam wam część 16 i życzę miłego czytania. Oczywiście będę ogromnie wdzięczna za każdy komentarz. Każde miłe słowo z waszej strony jest na wagę złota. Uwierzcie mi :)


____________________________________________________________________


Posiedziałem jeszcze chwilę w kościele i postanowiłem, że wrócę do domu. Nie minęło jednak pięć minut kiedy usłyszałem dźwięk mojego telefonu, a na ekranie pojawił się numer doktor Joanny. Drżącymi rękoma odebrałem telefon.
-Czy coś złego się stało?
-Wręcz przeciwnie. W sumie nie wiem nawet jak to wytłumaczyć, ale pani Łucja się wybudziła. Bardzo rzadko, a praktycznie nigdy nie zdarza się to tego samego dnia i na prawdę nie wiem jak to panu wytłumaczyć. Gdyby mógł pan tutaj przyjechać. Kiedy tylko się wybudziła zapytała o pana.
-Oczywiście za chwilę będę. Dziękuję za telefon.
-Nie ma za co.

Gdy tylko usłyszałem, że Łucja się obudziła byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W podskokach zjawiłem się ponownie w sali mojej ukochanej. Kiedy tylko zamknąłem drzwi odwróciła się do mnie i delikatnie uśmiechnęła.
-Kochanie nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się cieszę.
-Co się właściwie stało?
-Lekarze musieli wprowadzić cię w stan śpiączki bo zasłabłaś. Na szczęście jak widać było to tylko chwilowe.
-Czy wszystko w porządku z malutką?
-Tak jest silna i co najważniejsze zdrowa.
-Andrzej widzę, że coś przede mną ukrywasz. Natychmiast mów mi wszystko co wiesz. Coś jest nie tak?
-Z małą nie, ale twoja choroba się nasiliła. Nie zostało już wiele czasu.
-Teraz to już nie ważne. Teraz najważniejsza jest nasza córeczka. Apropo musimy wybrać dla niej imię.
-Wiesz w sumie trochę się nad tym zastanawiałem. Co powiesz na Marlenę.
-Nie raczej nie. Może Kinga?
-Nie podoba mi się.
-To może Anastazja?
-Anastazja Wrona. Podoba mi się, ale na drugie damy jej Marlena.
-Niech ci będzie.
-W takim razie postanowione Anastazja Marlena Wrona. Ślicznie – uśmiechnąłem się do Łucji.


Dziewczyny spędziły w szpitalu tydzień. Lekarze chcieli zatrzymać Łucję na dłużej pod swoją opieką, ale ona uparła się, że chce już wracać do domu. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że nie zostało jej już za wiele czasu, jednakże wszystkie te chwile, które jej zostały postanowiła poświęcić Andrzejowi i Anastazji. Chciała by mała chociaż przez chwilę mogła zaznać prawdziwej matczynej miłości. Poprosiła Andrzeja, żeby robił zdjęcia kiedy tylko będzie się dało. Poprosiła go żeby kiedyś gdy dziewczynka już podrośnie i zacznie rozumieć świat opowiedział jej o matce, która pokochała ją nad życia od chwili gdy zobaczyła ją na świecie. Właściwie to nie prawda. Pokochała ją już wtedy kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Teraz cieszyła się, że będzie mogła odejść z tego świata spełniona, w końcu dała życie tej cudownej istotce. W ostatnim czasie wszystkie normalne czynności stały się dla niej za ciężkie. Męczyła się nawet przy chodzeniu. Andrzej dobrze widział, że jego żona jest coraz słabsza dlatego znalazł dla niej wózek żeby mogła swobodnie przemieszczać się po domu jednocześnie zanadto się nie męcząc.

Trzy tygodnie później
-Kochanie chłopcy z drużyny chcieli wpaść żeby zobaczyć malutką.
-Kiedy?
-Nie wiem czy to w ogóle dobry pomysł. Przecież Nastka jest jeszcze taka mała, ma taką słabą odporność.
-Wiem, ze najchętniej zamknąłbyś ją w szklanej kuli, ale tak się nie da. Dziecko trzeba powolutku przyzwyczajać do widoku obcych ludzi. Przecież nie będziesz miał teraz tak dużo czasu żeby się nią zajmować. Startuje sezon klubowy. Będziesz miał treningi, mecze, wyjazdy, a ja nie jestem na tyle silna żeby zajmować się nią cały czas. Tak wiem co zaraz powiesz. Wiem, że twoja mama bardzo chętnie zajmie się wnuczką, ale nie możemy cały czas jej wykorzystywać i tak wiele dla nas zrobiła. Dlatego uważam, że powinniśmy poszukać dla małej jakiejś opiekunki.
-Chcesz powierzyć malutką jakiejś nieznanej osobie? Chyba oszalałaś!
-To ty oszalałeś. Przecież całymi dniami siedzę w domu. Miałabym na wszystko oko. Po prostu nie mam aż tyle siły żeby na przykład przewinąć małą, nie mówiąc już o tym, że siedząc na tym cholerstwie nie mogę jej nawet ponosić, a dobrze wiesz, że najbardziej się uspokaja gdy ktoś ją nosi. Przemyśl to. A co do wizyty chłopaków to zaproś ich w sobotę. Możesz zrobić grilla. Ty pogadasz sobie z chłopakami, a ja chętnie spędzę trochę czasu z dziewczynami. Zdążyłam się już za nimi porządnie stęsknić. Poza tym to chyba ostatnia okazja przed rozpoczęciem sezonu żebyście sobie porządnie poimprezowali.
-Ok to ja idę do nich zadzwonić.
-Andrzej tylko ja nic nie przygotuję, nie mam na to siły.
-Nie ma takiej potrzeby wszystkim się zajmę. Ty odpoczywaj i ciesz się malutką – jak na zawołanie nasza córeczka zapłakała.
-Ocho nasza królewna się obudziła.
-Zaczekaj tutaj. Przyniosę ją – po chwili wracał do salonu z Nastką na rękach.
-Mógłbyś zrobić dla niej mleko. Na pewno jest już głodna.
-Już idę – gdy tylko podałam jej butelkę mleka przygotowaną przez Andrzeja wypiła niemal wszystko za jednym razem.
-Ktoś tu musiał być bardzo głodny - pogłaskałam ją delikatnie po brzuszku – idź dzwoń do chłopaków, ja dam sobie radę.
-Jesteś pewna?
-Jest najedzona, przewinięta, wyspana. Na pewno nie będzie marudzić. Pobawimy się trochę na kocyku. Co ty na to malutka? - uśmiechnęła się jakby spodobała jej się wizja wspólnej zabawy z mamusią.
-Jakby coś się działo to jestem w pokoju obok. Wystarczy, że zawołasz, a ja już jestem obok.
-Idź już bo za chwilę zmienię zdanie.
-Kocham was obie – pocałował malutką w czółko, a mi skradł szybkiego całusa.
-My ciebie też kochamy.
-To co malutka zostałyśmy same. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. Tatuś na pewno kiedyś wytłumaczy ci, że byłaś dla mnie najlepszą rzeczą, która zdarzyła się w moim krótkim życiu. Ja zawsze będę przy tobie. Będę patrzeć na ciebie z góry i pilnować żeby nie stało ci się nic złego, tacie z resztą też. Za bardzo was kocham. Wiem jednak, że po mojej śmierci muszę znaleźć Andrzejowi kogoś kto będzie mógł zastąpić ci matkę. Doskonale wiem jak ważna jest rola matki w życiu dziecka, a tym bardziej dziewczynki.

Na niektóre tematy nie da się po prostu porozmawiać z mężczyzną, ale nie martw się ja już coś wymyślę.

Od samego rana w sobotę Andrzej krzątał się po kuchni. Usiadłam sobie spokojnie z Nastką w kuchni i obserwowałam jak mój mężczyzna radzi sobie w kuchni. Bardzo miło patrzyło się na to z jakim zaangażowaniem kroi warzywa do sałatki.

-No co malutka widzisz jakiego masz zdolnego tatę?
-Musisz się ze mnie nabijać?
-Kto się nabija? Ja? Ja tylko mówię, że świetnie wyglądasz w kuchni. Do twarzy ci w tym fartuszku.
-Czy moje panie są może głodne?
-W sumie to chętnie coś bym zjadła. A ty malutka zjesz coś – Nastka słodko zaśmiała się – zrób dla niej mleko.
-Już się robi.
Chwilę później wręczył mi butelkę dla malutkiej.
-A pani co podać? - skradł mi całusa.
-Może naleśniki. Najlepiej z bitą śmietaną o albo z nutellą i owocami.
-Nie za wielkie wymagania?
-Wiesz zawsze mogę zrobić je sobie sama – zaczęłam powoli wstawać z wózka. Wiedziałam, że Andrzej nie pozwoli mi samej zająć się gotowaniem – o nie moja kochana. Siadaj. Chyba śnisz jeśli myślisz, że pozwolę ci w ogóle wstać z tego wózka.
-Wiesz o tym, że nie jestem niepełnosprawna. Jestem po prostu słaba. Powoli zaczynasz mnie denerwować tym jak na mnie chuchasz i dmuchasz. Wiem, że robisz to z miłości, ale przysięgam ci, że jeśli nie przestaniesz wyprowadzę się z małą do Emilki.
-Przepraszam po prostu się o ciebie martwię.
-Wiem, ale uwierz mi jeśli sama zrobię sobie herbatę nic mi się nie stanie.
-Ale śniadania nadal będę robił ja.
-Wiesz, że chyba nawet nie chce mi się z tobą na ten temat kłócić, bo uwielbiam jak przynosisz mi śniadanie do łóżka.