Zaczęłam pisać to opowiadanie w styczniu. Czyli bardzo dawno temu. Nie ukrywam, że początkowy pomysł na to opowiadanie był trochę inny od tego co mam teraz na myśl i losy bohaterów potoczyłyby się inaczej gdybym wpadła na pomysł pisania tej historii teraz, ale jako, że jestem konsekwentna to wszystko będzie tak jak miało być od początku. Mam nadzieję, że nie raz uda mi się czymś was zaskoczyć. Dzisiaj jestem z siebie tak cholernie dumna bo udało mi się zapisać całe 3 strony w Wordzie, co jest wielkim osiągnięciem w porównaniu do tego, że ostatnio pół strony to był szczyt moich możliwości. Zachęcam wszystkich do czytania, i mam nadzieję, że każdy kto przeczyta rozdział zostawi komentarz. Nawet nie wiecie ile szczęścia daje myśl, że to co robicie podoba się innym i nie robicie tego bez sensu. Zachęcam do komentowania i życzę miłego czytania :)
____________________________________________________________________________
Kilka godzin później siedziałam na salonie wtulona w ramiona przyjmującego i coraz bardziej denerwowałam się o Łucję.
____________________________________________________________________________
Kilka godzin później siedziałam na salonie wtulona w ramiona przyjmującego i coraz bardziej denerwowałam się o Łucję.
-Wojtek dlaczego ona tak
długo nie wraca?
-Na pewno za chwilę wróci.
-Minęło już kilka ładnych
godzin, a jej nadal nie ma.
-Zadzwoń do niej to się
dowiesz.
-Czemu ja wcześniej o tym
nie pomyślałam – niewiele myśląc wykręciłam numer Łucji. Po
chwili usłyszałam dźwięk telefonu dochodzący z pomieszczenia
obok – cholera. Czy ona jest nienormalna? Jak mogła nie zabrać z
domu telefonu.
-Nie denerwuj się. Może
zadzwonię do Andrzeja?
-Po co chcesz dzwonić do
tego idioty?
-Może Łucja jest u niego.
-Ok, dzwoń. Chociaż i tak
wątpię, że poszła do niego po tym wszystkim.
Z perspektywy Andrzeja
-Andrzej
-Cześć Wojtek. Stęskniłeś
się?
-Nie zupełnie. Jest może u
ciebie Łucja.
-Musimy o niej rozmawiać?
-Wiem o wszystkim co się
stało, wiem o jej chorobie.
-To czemu myślałeś, że
może być u mnie?
-Ładnych kilka godzin temu
wyszła z domu i do tej pory nie wróciła. Emilka strasznie się
martwi.
-Zaraz u was będę.
Mam żal do niej, że nie
powiedziała mi na początku znajomości o swojej chorobie, ale nie
potrafię się na nią gniewać. Cholera jak to możliwe, że
zawróciła mi tak szybko w głowie. Nigdy wcześniej się tak nie
czułem. Myślałem, że jeszcze długo z nikim się nie zwiążę, a
tu jak grom z jasnego nieba trafiła mnie strzała amora. Potem ta
wiadomość o chorobie. Nie mogę pozwolić jej umrzeć. Muszę
poszukać, może jest jakiś sposób na to by ją wyleczyć, ale na
razie najważniejsze jest to żeby ją znaleźć. Może stało się
coś złego.
-Wojtek, Emilka jesteście
tutaj – wpadłem do mieszkania Łucji – wróciła?
-Co ty tutaj robisz? -
warknęła Emilka.
-Martwię się o nią.
-Teraz się martwisz? Trzeba
było myśleć kilka godzin temu – zaczęła okładać mój tors
pięściami.
-Wiem, że zrobiłem źle.
Dlatego musimy ją znaleźć bo chcę jej o tym powiedzieć. Masz
jakiś pomysł na to gdzie może być?
-Mam – zanim się
zorientowałem zaczęła zbiegać po schodach, a ja z Wojtkiem szybko
pobiegłem za nią zamykając po drodze drzwi kluczami, które leżały
na komodzie.
Wróćmy do Łucji
Zostawiłam telefon w domu
bo dobrze wiedziałam, że Emilka będzie chciała się ze mną
skontaktować, a ja chciałam pobyć przez chwilę sama. Postanowiłam,
że pójdę do domku mojej babci. Od kilku ładnych lat stał pusty
po tym jak babcia umarła, a ja nie potrafiłam tak po prostu w nim
zamieszkać, za bardzo przypominał mi ją. Każdy kąt, każde
miejsce, zdecydowanie za dużo wspomnień. Kiedy tylko otworzyłam
drzwi uderzył mnie ten charakterystyczny zapach. Tyle lat, a tutaj
czas jakby się zatrzymał. Weszłam wgłąb mieszkania i usiadłam na
moim ulubionym bujanym fotelu. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Łucja kochanie gdzie
jesteś?
-Babcia? Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam z tobą
porozmawiać kochanie. Powinnaś walczyć kochana.
-Babciu o czym ty mówisz.
-Powinnaś walczyć o swoje
życie. Jesteś jeszcze taka młoda, całe życie przed tobą. Poza
tym ten twój Andrzej wydaje się całkiem fajnym chłopakiem. Dobrze
wiesz jak zawsze marzyłam o wnukach.
-Babciu ja nie mam czasu na
wnuki, ja umieram...
-Kochanie walcz. Zrób to
dla mnie. Muszę już iść, ale pamiętaj o tym, że bardzo cię
kocham słoneczko.
-Babciu nie odchodź...
-Daj mu jeszcze jedną
szansę bo na nią zasługuje.
Kiedy się obudziłam było
już ciemno. Postanowiłam, że pójdę do pokoju babci się przespać
bo nie ma sensu wracać o tej porze do domu. Kiedy znalazłam się w
połowie drogi nagle zakręciło mi się w głowie.
Tymczasem u Wojtka, Andrzeja
i Emilki
-Możesz mi powiedzieć
gdzie jedziemy? - zapytałem
-Myślę, że wiem gdzie
może być Łucja
-Gdzie?
-Jej babcia miała dom na
obrzeżach miasta. Myślę, że tam możemy ją znaleźć. Co prawda
od dawna tam nie zaglądała ale jeśli chciała pobyć sama to
pewnie tam jest.
Kilka minut później
parkowaliśmy samochód pod małym przytulnym domkiem.
-Zaczekajcie tutaj pójdę
sprawdzić czy tam jest – powiedziała Emilka
-Chyba sobie żartujesz idę
z tobą – odezwałem się natychmiast.
-A ja idę z wami –
wtrącił się Wojtek
-W takim razie chodźcie –
niechętnie odezwała się Emilka
Kiedy nacisnąłem na klamkę
drzwi otworzyły się. To co ujrzałem po chwili zmroziło mi krew w
żyłach. Obok schodów leżała Łucja. Momentalnie znalazłem się
obok niej.
-Łucja kochanie obudź się.
Dzwońcie po pogotowie – zwróciłem się do Emilki i Wojtka.
Karetka przyjechała dość
szybko. Emilka opowiedziała lekarzowi o jej chorobie. Powiedzieli,
że od razu zabiorą ją do szpitala, w którym się leczyła. My
niewiele myśląc pojechaliśmy tam zaraz za karetką. Chwilę
później siedzieliśmy już przed salą, w której znajdowała się
Łucja. Po chwili z pomieszczenia wyszedł lekarz.
-Są państwo rodziną
pacjentki?
-Łucja nie ma rodziny. Jej
rodzice zmarli kilka lat temu.
-W takim razie zapraszam
kogoś z państwa do gabinetu.
-Ja pójdę – zerwałem
się nim Emilka zdążyła cokolwiek powiedzieć.
-Ale... - odezwała się
dziewczyna.
-Pozwól mu – odpowiedział
Wojtek.
-Idź – odpowiedziała
niechętnie.
-Dzięki – uśmiechnąłem
się nikle.
Po chwili siedziałem już
na krześle w gabinecie lekarskim.
-Czy pani Emilia
zdenerwowała się może czymś dzisiaj?
-Tak
-W jej stanie nie powinna
się denerwować. Czy mogliby państwo zadbać o to żeby taka
sytuacja się nie powtórzyła?
-Oczywiście.
-Panie doktorze jest jakaś
szansa no to żeby Łucja wyzdrowiała?
-Powiem tak. Z medycznego
punktu widzenia nie ma żadnych szans, ale dobrze pan wie, że
istnieją różne sytuacje. Trzeba mieć nadzieję.
-Nie ma żadnej terapii,
operacji, którą można zastosować w tej sytuacji?
-Niestety nie, przykro mi.
Przepraszam pana bardzo, ale muszę już iść. Mam za chwilę się
operację, muszę się przygotować.
-Oczywiście. Mam jeszcze
pytanie.
-Słucham.
-Kiedy Łucja będzie mogła
wyjść ze szpitala.
-Myślę, że jeśli w nocy nic się nie pogorszy jutro ją wypuścimy.
-Myślę, że jeśli w nocy nic się nie pogorszy jutro ją wypuścimy.
-Jeszcze raz dziękuję. Do
widzenia.
-Proszę o nią dbać. Nie
powinna zostawać teraz sama. Omdlenia mogą zdarzać się coraz
częściej. Następnym razem proszę po prostu spróbować ją ocucić
i nie dzwonić od razu po karetkę.
-I co? - od razu po wyjściu
z gabinetu obok mnie znalazła się Emilka.
-Wszystko dobrze, ale takie
omdlenia będą się zdarzać. Następnym razem mamy postarać się
załatwić to sami i nie wzywać karetki.
-Możemy do niej wejść?
-Mogę najpierw ja? -
zapytałem .
-Skoro musisz –
przewróciła oczami.
-Co ty tutaj robisz? -
odezwała się prawie od razu.
-Musimy pogadać.
-Kto powiedział, że ja
chcę z tobą rozmawiać, że w ogóle chcę cię widzieć.
-O ile dobrze myślę to nie
masz wyboru bo już tutaj jestem. Więc czy chcesz czy nie musisz
mnie wysłuchać.
-Nie musisz nic mówić.
Dobrze wiem co chcesz powiedzieć. Wiem, że związek z kimś takim
jak ja nie ma najmniejszego sensu. Jestem tykającą bombą. Nie mogę
oczekiwać od ciebie tego, że będziesz chciał być z kimś takim
jak ja. Więc teraz obróć się grzecznie na pięcie i wyjdź.
-A co jeśli ja chcę
spróbować. Jeśli mimo wszystko chcę być przy tobie?
-I tak ci nie uwierzę.
-To uwierz. Uwierz, że
jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym. To, że tak zareagowałem.
Cholernie cię przepraszam, ale po prostu byłem zaskoczony. Nie
codziennie dowiaduję się, że dziewczyna w której się zakochałem
jest chora na raka.
-Zaraz, zaraz czy ja dobrze
usłyszałam. Zakochałeś się?
-Wiem, ze to brzmi
absurdalnie, ale tak zakochałem się w tobie i będę
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie jeśli pozwolisz mi
zostać przy tobie, opiekować się tobą. Po prostu być.
-Wiesz na co się piszesz?
Będzie coraz lepiej, omdlenia będą częstsze, będę miała coraz
mniej sił, a kto wie może kiedyś w końcu będę musiała całe
dnie spędzać w tym cholernym łóżku bo nie bęę miała już sił
na żaden ruch.
-Zdaję sobie z tego sprawę,
ale C.
-Chyba nie mam innej opcji
tylko się zgodzić.
-Masz rację inaczej nie dał
bym ci spokoju, a Emilka pewnie zamordowałaby mnie za natarczywość.
Nie lubi mnie.
-Wcale nie, po prostu się o
mnie martwi. Jestem dla niej jak siostra. Nie okazuje tego, ale wiem,
ze jest jej cholernie ciężko. Mam do ciebie prośbę.
-Proś o co tylko chcesz.
-Obiecaj mi, że po mojej...
-Łucja.
-Obiecaj mi po prostu, że
zaopiekujesz się nią. To dla mnie bardzo ważne.
-Obiecuję, choć myślę,
że nie będę musiał bo myślę, że ktoś inny zaopiekuje się nią
dużo lepiej. Nie pomyślałbym nigdy, że Wojtek się w kimś
zakocha. Zawsze twierdził, że nie ma czegoś takiego jak miłość.
-Jak widać trafił swój na
swego. Emilka zawsze miała taki sam stosunek do miłości.
-Kiedy będę mogła stąd
wyjść?
-Jutro. Przyjadę po ciebie
z samego rana.
-Nie musisz.
-Nie muszę, ale chcę. Z
resztą nie możesz mi tego zabronić – skradłem jej przelotnego
całusa.
-Nie przeszkadzamy – w
drzwiach stanął Wojtek z Emilką.
-Nie, wchodźcie. Ja i tak
muszę się zbierać. Obiecałem Karolowi, że do niego wpadnę. Będę
jutro z samego rana.
-Będę czekać.
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny *.*
Pozdrawiam :*
Super, że wszystko się wyjaśniło :)
OdpowiedzUsuńWeny ;*
Jestem jestem :) Teraz ciągle myślę jak to się zakończy. Będzie happy end czy nie?! Jak się okaże, że tak to będzie naciągane, a jak nie to będzie taki niedosyt żal i wgl XD
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze, ze Andrzej i Łucja się pogodzili! To będzie ciężki związek, ale będzie w nim tyle miłości.. Jestem cholernie ciekawa co będzie dalej! Czekam na następny i duużo weny, żeby było jak najwięcej tych 3 stronach rozdziałów.
Ps. Jak pisze bez sensu to przepraszam! Efekt dwóch zarwanych noce przez mecze :)
Ciesze się,że Andrzej zrozumiał błąd jaki popełnił. Łucja dała mu szansę i niech z niej skorzysta póki nie jest za późno.
OdpowiedzUsuńUf, jak dobrze ze dobrze! ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie rozdziały :)
Czekam na następny, pozdrawiam.
Właśnie znalazłam chwilę. Idę nadrabiać, czekama 6 by móc ją normalnie skomentować.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie.
Dodałam 17. Proszę Cię jednak o łaskawość. Bo.. no sama zobaczysz.
http://moja-podswiadomosc-sie-rumieni.blogspot.com/2015/06/skoro-oczy-zwierciadem-duszy-to.html
hej. chciałabym cię serdecznie zaprosić do mnie http://siatkowka--przyjazn-milosc-nadzieja.blog.pl/. mam nadzieję,że wpadniesz
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Hej fajny rozdzial. Czekam na kolejny. Milo sie czyta. Pede tu czesto wpadac. Cam XD
OdpowiedzUsuńSory za
Usuńbłędy ortograficzne. Czytam twoje opowiadanie i coraz bardziej mnie wciąga. Komentuje dopiero pod tym postem , ale obiecuje moj komentarz będzie pojawial sie pod kazdym postem
Pozdrawiam Cam XD
Bardzo spoko. Zostaję.
OdpowiedzUsuń[http://melt-my-happiness.blogspot.com]
Super to! :) weny życzę! :))
OdpowiedzUsuńPrzeczytane ale pełn y komentarz zostawię jutro bo mógz ma na dziś dość. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzestraszyłam się, kiedy Łucja zemdlała.. Była sama w tym domu, bez telefonu, nikt nie wiedział gdzie jest.. Eh, gdyby ktoś mi taki numer odwalił, to bym chyba ze strachu na zawał zeszła... Na szczęście Emilka zachowała trzeźwość umysłu i ją znalazła.
OdpowiedzUsuńI tak sobie myślę, że babcia Łucji ma rację.. Dziewczyna się poddała bez walki. Nawet jeśli ktoś mówi, że coś jej się nie uda, nie wierzy w nią, powinna chociaż spróbować. Powinna zacząć leczenie. Nie może się poddawać! Ma dla kogo żyć. ;)
Pozdrawiam! ;*
Obydwoje nie powinni byli zataić przed sobą tajemnic. On swojego zawodu, a ona choroby. Niemniej jednak Andrzej zaimponował mi swoją postawą wobec Łucji. Ogromnie się cieszę, że chce jej pomóc.
OdpowiedzUsuńPrsy okazji serdecznie zachęcam do lektury śladu nadziei. Pozdrawiam, Arancione