Na początku zapraszam was serdecznie do mojego TOP 10, które znajduje się w poprzednim poście. Uwielbiam takie weekendy jak ten :D Dejvi wreszcie jest tam gdzie powinien być czyli na pierwszym miejscu. Liczę na to, że w sezonie zimowym będzie tak samo. Jak nie to ja Cię znajdę człowieku i osobiście uszkodzę :D trochę szkoda spotkań kadry B, ale mam nadzieję, że w ten weekend pokażą na co ich stać. Zapraszam serdecznie do czytania :)
_____________________________________________________________________________
Kilka
następnych tygodni minęło nad wyraz dobrze. Rodzice Andrzeja nie
odzywali się do niego od czasu naszej wizyty w Warszawie.
Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuszczą. Miałam jednak nadzieję,
że pogodzą się z tym wszystkim ze względu na swojego syna. Co do
mnie sytuacja przedstawiała się dobrze. Nie miałam już mdłości,
nie kręciło mi się w głowie. Można nawet zaryzykować
stwierdzenie, że zachowywałam się jak normalna zdrowa kobieta.
Kłos z czasem pogodził się z tym w jakiej sytuacji jest Andrzej.
Powiedział mi na osobności, że dla niego najważniejsze jest
szczęście jego przyjaciela. Jeżeli oznacza to bycie ze mną,
opiekę mną, a później z czasem także i dzieckiem to on mu w tym
pomoże bo w końcu od tego są przyjaciele. Zrobiło mi się cieplej
na sercu kiedy to powiedział, bo wiedziałam, że po mojej śmierci
Andrzej będzie mógł liczyć na pomoc swojego największego
przyjaciela. Co tydzień robiłam regularne badania i wszystko było
w porządku do czasu...
-Andrzej
pośpiesz się bo za chwilę spóźnię się do szpitala.
-Dobrze
wiesz, że i tak zaczekają na ciebie.
-Tak, ale ty
też dobrze wiesz, że nienawidzę się spóźniać. Więc rusz te
swoje seksowne cztery litery i się pośpiesz bo inaczej jadę
autobusem.
-Chyba
żartujesz. Myślisz, że pozwoliłbym ci jechać samej? Nie ma mowy.
Daj mi pięć minut i ani sekundy dłużej.
Pół
godziny później parkowaliśmy już samochód na szpitalnym
parkingu.
-Denerwujesz
się – stwierdził Andrzej.
-Tak, z
każdą kolejną wizytą tutaj denerwuję się coraz bardziej. Dobrze
wiem, ze nadejdzie ten dzień kiedy nie wszystko będzie niestety w
porządku.
-Pamiętaj,
że obojętnie co by się nie działo zawsze jestem przy tobie.
Jak zwykle
to bywa po badaniach byłam skrajnie wymęczona. Nie miałam
dosłownie na nic siły. Gdybym mogła bardzo chętnie położyłabym
się na środku szpitalnego korytarza i po prostu położyła spać.
Kiedy mieliśmy już opuszczać szpital drogę zastąpiła nam jedna
z pielęgniarek.
-Pani Joasia
prosi państwa do swojego gabinetu – spojrzałam ze strachem w
oczach na Andrzeja, on uścisnął delikatnie moją rękę i zaczął
prowadzić w kierunku gabinetu mojej pani ginekolog. Kiedy
znaleźliśmy się tuż przed gabinetem Andrzej przystanął na
chwilę i spojrzał mi głęboko w oczy – na pewno wszystko będzie
dobrze tylko się tak nie denerwuj – potem zapukał do drzwi, a
kiedy usłyszeliśmy proszę niepewnie przekroczyliśmy próg.
-Proszę
niech państwo usiądą – wskazała dwa krzesła.
-Czy coś
się stało – pierwszy odezwał się Andrzej.
-Wyniki
badań nie są już tak dobre jak na początku. Nie są też jakoś
strasznie złe, wolałabym jednak żeby została pani na kilka dni w
szpitalu. Upewnimy się, że na pewno wszystko w porządku.
-Oczywiście.
Jeśli tylko to konieczne to zostanę. Najważniejsze żeby wszystko
było w porządku z dzieckiem.
Pół
godziny później leżałam już na łóżku w jednej ze szpitalnych
sal.
-Andrzej
mogę mieć do ciebie prośbę?
-Proś o co
tylko chcesz.
-Możesz
pojechać do domu po kilka rzeczy dla mnie.
-Oczywiście
– uśmiechnął się.
-W mojej
torebce jest notes i długopis. Podaj mi je, zapiszę ci co masz
przywieźć bo nie wierzę, że wszystko zapamiętasz.
-Mam
nadzieję, że nie będę musiał przywieźć tutaj całego domu.
-Chcesz
oberwać?
-Dobrze
wiem, że nic mi nie zrobisz.
-Gotowe –
wręczyłam mu kartkę.
-Będę za
jakieś trzy godziny bo muszę jeszcze pojechać na trening.
-Nie śpiesz
się.
-Będę
tęsknić.
-Ja też.
Perspektywa
Andrzeja
Nie chciałem
zostawiać Łucji samej, ale musiałem pojechać na trening. Poza tym
kazała mi przywieźć kilka rzeczy z domu. Pierwszym punktem na
mojej drodze była hala. Miałem nikłe szanse, że zdążę dotrzeć
na początek treningu, ale musiałem porozmawiać z Falascą.
Wytłumaczyć mu dlaczego się spóźniłem. Kiedy dojechałem pod
halę byłem spóźniony już 10 minut. Wiedziałem, że Miguel nie
znosi spóźnię, ale to wyjątkowa sytuacja i miałem nadzieję, że
mnie zrozumie.
-Wrona
prawie 15 minut spóźnienia.
-Przepraszam
trenerze.
-Mam
nadzieję, że masz dobrą wymówkę.
-Byłem z
Łucją w szpitalu. Pani doktor zdecydowała, że musi zostać na
jakiś czas w szpitalu.
-Ale
wszystko w porządku z dzieckiem? - zaniepokoił się trener.
-Mam
nadzieję, pani doktor powiedział nam tylko tyle, że wyniki się
pogorszyły i chce trzymać rękę na pulsie dlatego postanowiła
zatrzymać ja na kilka dni w szpitalu.
-Chcesz do
niej pojechać? Mogę odpuścić ci dzisiaj trening?
-Nie ma
takiej potrzeby. Pójdę się tylko przebrać i za chwilę będę,
ale miałbym prośbę.
-Tak?
-Mogę wyjść
trochę wcześniej bo muszę zawieźć Łucji kilka rzeczy do
szpitala.
-Nie ma
problemu. Pozdrów ją ode mnie.
Po
skończonym treningu pojechałem pod dom. Ku mojemu zaskoczeniu przed
domem zauważyłem samochód moich rodziców. Kiedy tylko wysiadłem
z samochodu mama podeszła do mnie.
-Andrzejku
możemy porozmawiać? - zapytała mama.
-Nie wiem
czy mamy o czym rozmawiać po tym jak potraktowaliście Łucję.
Nawet nie wiecie jak się przez was denerwowała, a chyba nie muszę
wam mówić, że w swoim stanie nie powinna się denerwować.
-Przemyślałam
wszystko i zrozumiałam, że źle was wtedy potraktowaliśmy.
Szczególnie Łucję. Chciałabym ją przeprosić.
-Wejdź –
otworzyłem jej drzwi i od razu poszedłem do naszego pokoju.
-Gdzie
Łucja? - chwilę później obok mnie pojawiła się mama.
-W szpitalu
– odparłem.
-Stało się
coś złego?
-Wyniki
trochę się pogorszyły i pani doktor zatrzymała ją na kilka dni w
szpitalu.
-Miałbyś
coś przeciwko gdybym pojechała z tobą do szpitala?
-Jeżeli
tylko nie będziesz denerwować Łucji to nie mam nic przeciwko.
-Przepraszam
cię synku za to jak się zachowałam.
-Dlaczego
tata nie przyjechał z tobą?
-Synku wiesz
jaki jest tata. Uważa, że niszczysz sobie życie swoim wyborem i
nie chce na razie się z tobą widzieć, ale nie martw się w końcu
zrozumie, że postępuje źle.
-Dlaczego on
jest taki? Czemu nie może zrozumieć, że ja naprawdę kocham Łucję.
-Wiem synku.
Kiedy mówiłeś o niej zauważyłam w twoich oczach ten sam błysk,
który towarzyszył twojemu ojcu tuż przed naszym ślubem. Wiem, że
naprawdę ją kochasz, dlatego chcę żebyś znów go przyjął –
wyjęła pierścionek i położyła mi go na dłoni.
-Jesteś
tego pewna? -spytałem.
-Pamiętasz
jak ci go dawałam powiedziałam żebyś dobrze zastanowił się nad
tym komu go dasz. Skoro dałeś go Łucji musiałeś być pewny, ze
to ta jedna jedyna.
-Myślę, że
powinnaś sama jej go oddać. Będziesz miała na to szansę w
szpitalu. Musimy się już zbierać bo obiecałem Łucji, że będę
za trzy godziny.
-Jesteś
pewny, że mogę z tobą jechać?
-Jeśli
tylko chcesz to ja nie widzę żadnej przeszkody.
Leżałam
sobie spokojnie na łóżku kiedy do sali wszedł Andrzej.
-Już
jestem.
-Jak było
na treningu?
-Falasca
pozwolił mi wyjść chwilę wcześniej. Nie patrz tak na mnie
musiałem mu o wszystkim powiedzieć bo spóźniłem się trochę na
trening i musiałem się wytłumaczyć.
-Przecież
nic nie mówię.
-Nie
chciałbym cię denerwować, ale jest ze mną ktoś kto chciałby z
tobą porozmawiać – spojrzałam na niego zdezorientowana nie
wiedząc kogo ma na myśli.
-Kto to?
-Moja mama.
Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała jej teraz widzieć.
-Niech
wejdzie.
-Jesteś
tego pewna? - kiwnęłam niepewnie głową na znak zgody. Otworzyłem
drzwi do sali Łucji i wpuściłem moją mamę do środka.
-Dzień
dobry Łucjo.
-Dzień
dobry.
-Jestem ci
bardzo wdzięczna, że zechciałaś ze mną w ogóle porozmawiać po
tym wszystkim co ci ostatnio powiedzieliśmy. Chciałam cię bardzo
przeprosić. Po prostu bardzo martwię się o swojego syna. Nie chcę żeby był nieszczęśliwy, ale jeżeli Andrzej wybrał sobie ciebie
na wybrankę swojego serca muszę to zaakceptować i popierać go w
każdej podejmowanej przez niego decyzji. Mam nadzieję, że kiedyś
wybaczysz mi to jak paskudnie się wtedy zachowałam. Miałabym do
ciebie również jedną prośbę.
-Słucham.
-Przyjmij
ode mnie ten pierścionek i noś go z dumą – wyjęła z torebki
pierścionek, który kilka tygodni wcześniej spokojnie spoczywał na
moim palcu.
-Jeśli
Andrzej nadal chce żebym go nosiła to zrobię to z przyjemnością.
Po chwili
pierścionek został zabrany z rąk mamy Andrzeja przez niego samego.
Kilka sekund później środkowy wsunął mi go zręcznie na palec i
z uśmiechem powiedział:
-Teraz znowu
wszyscy wiedzą, ze jesteś tylko moja.
No to mamusia się obudziła... tylko szkoda, że tatuś nie...
OdpowiedzUsuńJak uśmiercisz Łucję to cie normalnie ukatrupię xD Ma być happy end, innej opcji nie widzę :)
Czekam na kolejny *.*
Buziaczki :*
<3
OdpowiedzUsuńnic im nie rób, błagam, bo nie przeżyję
weny ;*
Super! <3
OdpowiedzUsuńEj no. Jaki szpital! Mogłoby jej nic nie być, a choroba by powoli ustępowała. Ale chociaż zrozumiał Karol i... Mama Andrzeja z czego się cieszę bardzo, bo tak bardzo mi było szkoda Łucji.
OdpowiedzUsuńWrona taki kochany z tym pierścionkiem... Znowu :)
Pozdrawiam :*
Oby już nic złego ich nie spotkało. Mama Andrzeja zrozumiała swój błąd, ale lepiej późno niż wcale.
OdpowiedzUsuńHej. Dziś trafiłam na Twojego bloga i bardzooo się cieszę z tego powodu. Super opowiadanie ;) Dobrze, że mamuśka Andrzeja się opamiętała . Mam nadzieję, że jego ojciec też niedługo się ogarnie ;)
OdpowiedzUsuńHej, hej!
OdpowiedzUsuńNiedobrze, że wyniki Łucji się pogorszyły, ale skoro to na razie nic poważnego, a lekarze trzymają rękę na pulsie, mogę jej tylko życzyć szybkiego powrotu do zdrowia i żeby do końca ciąży nie musiała przebywać w szpitalu.
Mama Andrzeja się opamiętała, ojciec nie. Szkoda. Ale dla Łucji to na pewno będzie ważne, że chociaż matka jej narzeczonego się z nim pogodziła. Przecież nie chciała być przyczyną kłótni między nimi, a jeśli Andrzej zostanie sam (tfu! tfu!) będzie potrzebna mu pomoc.
Pozdrawiam i całuję! ;*