poniedziałek, 10 sierpnia 2015

11. Teraz znowu wszyscy wiedzą, ze jesteś tylko moja.

Na początku zapraszam was serdecznie do mojego TOP 10, które znajduje się w poprzednim poście. Uwielbiam takie weekendy jak ten :D Dejvi wreszcie jest tam gdzie powinien być czyli na pierwszym miejscu. Liczę na to, że w sezonie zimowym będzie tak samo. Jak nie to ja Cię znajdę człowieku i osobiście uszkodzę :D trochę szkoda spotkań kadry B, ale mam nadzieję, że w ten weekend pokażą na co ich stać. Zapraszam serdecznie do czytania :)

_____________________________________________________________________________

Kilka następnych tygodni minęło nad wyraz dobrze. Rodzice Andrzeja nie odzywali się do niego od czasu naszej wizyty w Warszawie. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuszczą. Miałam jednak nadzieję, że pogodzą się z tym wszystkim ze względu na swojego syna. Co do mnie sytuacja przedstawiała się dobrze. Nie miałam już mdłości, nie kręciło mi się w głowie. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że zachowywałam się jak normalna zdrowa kobieta. Kłos z czasem pogodził się z tym w jakiej sytuacji jest Andrzej. Powiedział mi na osobności, że dla niego najważniejsze jest szczęście jego przyjaciela. Jeżeli oznacza to bycie ze mną, opiekę mną, a później z czasem także i dzieckiem to on mu w tym pomoże bo w końcu od tego są przyjaciele. Zrobiło mi się cieplej na sercu kiedy to powiedział, bo wiedziałam, że po mojej śmierci Andrzej będzie mógł liczyć na pomoc swojego największego przyjaciela. Co tydzień robiłam regularne badania i wszystko było w porządku do czasu...
-Andrzej pośpiesz się bo za chwilę spóźnię się do szpitala.
-Dobrze wiesz, że i tak zaczekają na ciebie.
-Tak, ale ty też dobrze wiesz, że nienawidzę się spóźniać. Więc rusz te swoje seksowne cztery litery i się pośpiesz bo inaczej jadę autobusem.
-Chyba żartujesz. Myślisz, że pozwoliłbym ci jechać samej? Nie ma mowy. Daj mi pięć minut i ani sekundy dłużej.

Pół godziny później parkowaliśmy już samochód na szpitalnym parkingu.
-Denerwujesz się – stwierdził Andrzej.
-Tak, z każdą kolejną wizytą tutaj denerwuję się coraz bardziej. Dobrze wiem, ze nadejdzie ten dzień kiedy nie wszystko będzie niestety w porządku.
-Pamiętaj, że obojętnie co by się nie działo zawsze jestem przy tobie.

Jak zwykle to bywa po badaniach byłam skrajnie wymęczona. Nie miałam dosłownie na nic siły. Gdybym mogła bardzo chętnie położyłabym się na środku szpitalnego korytarza i po prostu położyła spać. Kiedy mieliśmy już opuszczać szpital drogę zastąpiła nam jedna z pielęgniarek.
-Pani Joasia prosi państwa do swojego gabinetu – spojrzałam ze strachem w oczach na Andrzeja, on uścisnął delikatnie moją rękę i zaczął prowadzić w kierunku gabinetu mojej pani ginekolog. Kiedy znaleźliśmy się tuż przed gabinetem Andrzej przystanął na chwilę i spojrzał mi głęboko w oczy – na pewno wszystko będzie dobrze tylko się tak nie denerwuj – potem zapukał do drzwi, a kiedy usłyszeliśmy proszę niepewnie przekroczyliśmy próg.
-Proszę niech państwo usiądą – wskazała dwa krzesła.
-Czy coś się stało – pierwszy odezwał się Andrzej.
-Wyniki badań nie są już tak dobre jak na początku. Nie są też jakoś strasznie złe, wolałabym jednak żeby została pani na kilka dni w szpitalu. Upewnimy się, że na pewno wszystko w porządku.
-Oczywiście. Jeśli tylko to konieczne to zostanę. Najważniejsze żeby wszystko było w porządku z dzieckiem.

Pół godziny później leżałam już na łóżku w jednej ze szpitalnych sal.
-Andrzej mogę mieć do ciebie prośbę?
-Proś o co tylko chcesz.
-Możesz pojechać do domu po kilka rzeczy dla mnie.
-Oczywiście – uśmiechnął się.
-W mojej torebce jest notes i długopis. Podaj mi je, zapiszę ci co masz przywieźć bo nie wierzę, że wszystko zapamiętasz.
-Mam nadzieję, że nie będę musiał przywieźć tutaj całego domu.
-Chcesz oberwać?
-Dobrze wiem, że nic mi nie zrobisz.
-Gotowe – wręczyłam mu kartkę.
-Będę za jakieś trzy godziny bo muszę jeszcze pojechać na trening.
-Nie śpiesz się.
-Będę tęsknić.
-Ja też.

Perspektywa Andrzeja
Nie chciałem zostawiać Łucji samej, ale musiałem pojechać na trening. Poza tym kazała mi przywieźć kilka rzeczy z domu. Pierwszym punktem na mojej drodze była hala. Miałem nikłe szanse, że zdążę dotrzeć na początek treningu, ale musiałem porozmawiać z Falascą. Wytłumaczyć mu dlaczego się spóźniłem. Kiedy dojechałem pod halę byłem spóźniony już 10 minut. Wiedziałem, że Miguel nie znosi spóźnię, ale to wyjątkowa sytuacja i miałem nadzieję, że mnie zrozumie.
-Wrona prawie 15 minut spóźnienia.
-Przepraszam trenerze.
-Mam nadzieję, że masz dobrą wymówkę.
-Byłem z Łucją w szpitalu. Pani doktor zdecydowała, że musi zostać na jakiś czas w szpitalu.
-Ale wszystko w porządku z dzieckiem? - zaniepokoił się trener.
-Mam nadzieję, pani doktor powiedział nam tylko tyle, że wyniki się pogorszyły i chce trzymać rękę na pulsie dlatego postanowiła zatrzymać ja na kilka dni w szpitalu.
-Chcesz do niej pojechać? Mogę odpuścić ci dzisiaj trening?
-Nie ma takiej potrzeby. Pójdę się tylko przebrać i za chwilę będę, ale miałbym prośbę.
-Tak?
-Mogę wyjść trochę wcześniej bo muszę zawieźć Łucji kilka rzeczy do szpitala.
-Nie ma problemu. Pozdrów ją ode mnie.

Po skończonym treningu pojechałem pod dom. Ku mojemu zaskoczeniu przed domem zauważyłem samochód moich rodziców. Kiedy tylko wysiadłem z samochodu mama podeszła do mnie.
-Andrzejku możemy porozmawiać? - zapytała mama.
-Nie wiem czy mamy o czym rozmawiać po tym jak potraktowaliście Łucję. Nawet nie wiecie jak się przez was denerwowała, a chyba nie muszę wam mówić, że w swoim stanie nie powinna się denerwować.
-Przemyślałam wszystko i zrozumiałam, że źle was wtedy potraktowaliśmy. Szczególnie Łucję. Chciałabym ją przeprosić.
-Wejdź – otworzyłem jej drzwi i od razu poszedłem do naszego pokoju.
-Gdzie Łucja? - chwilę później obok mnie pojawiła się mama.
-W szpitalu – odparłem.
-Stało się coś złego?
-Wyniki trochę się pogorszyły i pani doktor zatrzymała ją na kilka dni w szpitalu.
-Miałbyś coś przeciwko gdybym pojechała z tobą do szpitala?
-Jeżeli tylko nie będziesz denerwować Łucji to nie mam nic przeciwko.
-Przepraszam cię synku za to jak się zachowałam.
-Dlaczego tata nie przyjechał z tobą?
-Synku wiesz jaki jest tata. Uważa, że niszczysz sobie życie swoim wyborem i nie chce na razie się z tobą widzieć, ale nie martw się w końcu zrozumie, że postępuje źle.
-Dlaczego on jest taki? Czemu nie może zrozumieć, że ja naprawdę kocham Łucję.
-Wiem synku. Kiedy mówiłeś o niej zauważyłam w twoich oczach ten sam błysk, który towarzyszył twojemu ojcu tuż przed naszym ślubem. Wiem, że naprawdę ją kochasz, dlatego chcę żebyś znów go przyjął – wyjęła pierścionek i położyła mi go na dłoni.
-Jesteś tego pewna? -spytałem.
-Pamiętasz jak ci go dawałam powiedziałam żebyś dobrze zastanowił się nad tym komu go dasz. Skoro dałeś go Łucji musiałeś być pewny, ze to ta jedna jedyna.
-Myślę, że powinnaś sama jej go oddać. Będziesz miała na to szansę w szpitalu. Musimy się już zbierać bo obiecałem Łucji, że będę za trzy godziny.
-Jesteś pewny, że mogę z tobą jechać?
-Jeśli tylko chcesz to ja nie widzę żadnej przeszkody.

Leżałam sobie spokojnie na łóżku kiedy do sali wszedł Andrzej.
-Już jestem.
-Jak było na treningu?
-Falasca pozwolił mi wyjść chwilę wcześniej. Nie patrz tak na mnie musiałem mu o wszystkim powiedzieć bo spóźniłem się trochę na trening i musiałem się wytłumaczyć.
-Przecież nic nie mówię.
-Nie chciałbym cię denerwować, ale jest ze mną ktoś kto chciałby z tobą porozmawiać – spojrzałam na niego zdezorientowana nie wiedząc kogo ma na myśli.
-Kto to?
-Moja mama. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała jej teraz widzieć.
-Niech wejdzie.
-Jesteś tego pewna? - kiwnęłam niepewnie głową na znak zgody. Otworzyłem drzwi do sali Łucji i wpuściłem moją mamę do środka.
-Dzień dobry Łucjo.
-Dzień dobry.
-Jestem ci bardzo wdzięczna, że zechciałaś ze mną w ogóle porozmawiać po tym wszystkim co ci ostatnio powiedzieliśmy. Chciałam cię bardzo przeprosić. Po prostu bardzo martwię się o swojego syna. Nie chcę żeby był nieszczęśliwy, ale jeżeli Andrzej wybrał sobie ciebie na wybrankę swojego serca muszę to zaakceptować i popierać go w każdej podejmowanej przez niego decyzji. Mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi to jak paskudnie się wtedy zachowałam. Miałabym do ciebie również jedną prośbę.
-Słucham.
-Przyjmij ode mnie ten pierścionek i noś go z dumą – wyjęła z torebki pierścionek, który kilka tygodni wcześniej spokojnie spoczywał na moim palcu.
-Jeśli Andrzej nadal chce żebym go nosiła to zrobię to z przyjemnością.
Po chwili pierścionek został zabrany z rąk mamy Andrzeja przez niego samego. Kilka sekund później środkowy wsunął mi go zręcznie na palec i z uśmiechem powiedział:

-Teraz znowu wszyscy wiedzą, ze jesteś tylko moja.  

7 komentarzy:

  1. No to mamusia się obudziła... tylko szkoda, że tatuś nie...
    Jak uśmiercisz Łucję to cie normalnie ukatrupię xD Ma być happy end, innej opcji nie widzę :)
    Czekam na kolejny *.*
    Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. <3
    nic im nie rób, błagam, bo nie przeżyję
    weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no. Jaki szpital! Mogłoby jej nic nie być, a choroba by powoli ustępowała. Ale chociaż zrozumiał Karol i... Mama Andrzeja z czego się cieszę bardzo, bo tak bardzo mi było szkoda Łucji.
    Wrona taki kochany z tym pierścionkiem... Znowu :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby już nic złego ich nie spotkało. Mama Andrzeja zrozumiała swój błąd, ale lepiej późno niż wcale.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Dziś trafiłam na Twojego bloga i bardzooo się cieszę z tego powodu. Super opowiadanie ;) Dobrze, że mamuśka Andrzeja się opamiętała . Mam nadzieję, że jego ojciec też niedługo się ogarnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, hej!
    Niedobrze, że wyniki Łucji się pogorszyły, ale skoro to na razie nic poważnego, a lekarze trzymają rękę na pulsie, mogę jej tylko życzyć szybkiego powrotu do zdrowia i żeby do końca ciąży nie musiała przebywać w szpitalu.
    Mama Andrzeja się opamiętała, ojciec nie. Szkoda. Ale dla Łucji to na pewno będzie ważne, że chociaż matka jej narzeczonego się z nim pogodziła. Przecież nie chciała być przyczyną kłótni między nimi, a jeśli Andrzej zostanie sam (tfu! tfu!) będzie potrzebna mu pomoc.
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń